niedziela, 25 maja 2014

Czy może być, jak kiedyś ?


Czasami wydaje mi się ze to tylko sen. Że obudzę się pewnego dnia w swoim łóżku i będę zastanawiać się nad nieprawdopodobnie realnym snem, który mnie tak pochłonął i zajął.

I że wszystko będzie jak wtedy.
O śnie nie będę umiał zapomnieć przez wygląd na realizm i intensywność doznań. A na jawie zbyt dużo zmian zaszło, abym mógł cofnąć się do przeszłości i poczuć, być i widzieć to, co wtedy było na porządku dziennym.
Brakuje mi zieleni, mokrej po deszczu, brakuje mi rześkiego powietrza, kiedy nad ranem otwierałem okno na oścież i ten chłód poranka, którym delektują się moje płuca, który dotyka mojej twarzy, oplatając moje nagie ramiona.
I ten spokój. Kawa gorąca i upajanie się cisza, zanim wszystko zbudzi się powolnie do swojego naturalnego ,niespiesznego ,codziennego trybu dnia.
Czy może być, jak kiedyś ?
Czy mógłbym uzyskać chociażby namiastkę tego uczucia ?

Nic już nie będzie jak dawniej, nie mam się co łudzić.
W ciągu nie aż tak długiego okresu, za dużo rzeczy uległo zbyt diametralnej zmianie.

środa, 21 maja 2014

Rehabilitacja Duszy

Przez ostatnie 15 lat spotkałem wiele osób na swojej drodze. Osób, które były mi przychylne, które mnie wspierały, które podtrzymywały na duchu, które wierzyły we mnie i były przy mnie. Ze mną.
Niektóre z tych osób pojawiło się tylko na chwile w moim życiu. Inne zostały na dłużej, a co poniektórzy, są ze mną do dziś.
15 lat...
Początki mojego pisania były cudowne. Były niewinne, niczym nie skażone. Lekkie, jak letni wiatr, przynoszący wytchnienie. Zwiewne, jak babie lato, ciepłe i kojące zmysły. Jasne, jak słońce, w oczekiwaniu na więcej. Niestrudzone, silne i nie popsute niczyją ingerencją.
Pamiętam, jak pisałem latem 1999 roku " Niespełnione marzenia". To był inny czas. Taki trochę wyimaginowany. Całkowicie dziewiczy i czysty jak kryształ.
Pomimo, że więcej piszę poezji i z tego jestem bardziej znany, to jednak zawsze proza była dla mnie ważniejsza.
Pozostało to jeszcze we mnie przy pisaniu "Zagubionego Szczęścia" , choć pojawiły się już pierwsze mało zauważalne rysy. Było to w 2001 roku.
Rok później pierwszy zbiór opowiadań "Finezje" i pierwsza korekta tego, z czego nie byłem po czasie zadowolony.
Pracowałem coraz więcej, pisząc każdego dnia w rożnych formach przekazu.
Ta intensywność, stawianie sobie coraz to wyższych poprzeczek i próba dojścia do perfekcjonizmu, okazała sie dla mnie zgubna.
Rok 2003 i zbiór felietonów "Myśli Zebrane" były dla mnie pewnego rodzaju odskocznią. Jednakże od tego roku zaczęło już coś zgrzytać, coś męczyć, coś ciążyć. I to pierwsze wyczekiwanie na wiosnę po zbyt długotrwałej zimie.
Szedłem jeszcze, odnajdując w sobie inne rodzaje inspiracji, eksperymentując, stałe podnosząc i tak już wysoko ustawioną poprzeczkę.
Powstały "Kwiaty Karminu" w 2004, lekko już kulejąc.
Nie chciałem się poddać. Wiedziałem, że muszę jeszcze coś napisać. Coś dokończyć.
Kiedy powstawała " Trauma", dałem z siebie wszystko, co pozostało jeszcze. Igrałem z ogniem, nie słuchając głosu, który ostrzegał, że to mnie może wypalić. Zabić twórczo.
Byłem świadomy, że po tym, wszystko może się skończyć. Chciałem tego.
Była też w tym jakaś satysfakcja z tej autodestrukcji.
Ukończyłem "Traumę" i upadłem.
Obiecywałem sobie urlop od dwóch lat. Czułem, że coś nie jest tak, skoro to mnie dobija, a nie wzmacnia. Skoro jest jeszcze satysfakcja, ale autodestrukcyjna. Skoro marnieje, wymagając od siebie więcej i więcej, dążąc na ślepo do perfekcji.
Minęło 9 lat od tego czasu.
W 2006 zacząłem pisać monodramy, których nie ukończyłem. Zbiór felietonów " Myśli Zebrane 2" poszły do kosza, choć miałem gotowy materiał. W 2009 zacząłem prace nad nową książką " Taka miłość" i 1/3 materiału odłożyłem na bok.
To były wszystkie próby wskrzeszenia, zbyt szybkiego i pośpiesznego podniesienia się, na co nie byłem gotowy.
Rehabilitacja duszy trwała 9 lat.
W tym czasie powstały 2 tomiki poezji, które zapewniały mi minimum spełnienia i nie męczyły zanadto.
Po czasie hibernacji, jak to nazwał trafnie mój znajomy, budzę się, a może raczej coś we mnie budzi się i odradza na nowo do życia.
9 lat. 
Widocznie taki czas był mi potrzebny,ale czuje, że nie jestem jeszcze w pełni gotowy, w pełni zdrowy i funkcjonalny. Teraz czas na małe kroczki. Powolutku.

poniedziałek, 19 maja 2014

Szczęśliwy

Rok 2014 zaczął się dla mnie nieprzyjemnie- tak myślałem. Wydawało się, ze wszystko zmierza, w jak najlepszym kierunku, choć z pewną dozą stagnacji. Widać, musiało się to zmienić.
Ostatnie 4 miesiące były pełne stresu, oczekiwania i nowych miejsc, zapachów, nowych dróg.
Nie straciłem gruntu pod nogami, starałem się trzymać, nie upaść i w miarę możliwości szybko odszukać się na nowo.
Dzisiaj zamknęła się sprawa, która mi najbardziej ciążyła.
W cudownie ciepłym słońcu wyszedłem na zewnątrz i zadzwoniłem do najbliższych, paląc jeszcze nerwowo papierosa.
W podróży powrotnej bylem jakby wyłączony i pamiętam tylko urywane kawałki.
Po wejściu do domu, rozebrałem się, jednak emocje nie spłynęły doszczętnie.
Pogoda przepiękna, w słońcu prawie letnim, usiadłem na balkonie przy drewnianym stoliku z kubkiem mlecznej kawy. Delikatnie powiewał chłodnawy wiaterek, niosąc dawkowane wytchnienie.
Zapaliłem, teraz już spokojnie, delektując się.
Zostawiłem kawę, upijając łyk, czy dwa, poszedłem do pokoju i położyłem się na sofie.
Zwinąłem się w kłębek i zasnąłem.
Obudziłem się po niecałej godzinie, wypoczęty.
Wczesne popołudnie, słońce za oknem, świergot ptaków i listki gałęzi drzew w dygotach. Niestrudzona niczym cisza i lato za progiem.
Takiego oddechu i poczucia odprężenia od bardzo dawna mi brakowało. Jak powietrza.
Nareszcie. Mogę oddychać.
To i młode lato, które po tylu miesiącach hibernacji, ocuciło mnie do życia.
Chwilo, w promieniach przejrzystych, jak ciepłem oddechu otulającym ramiona, w odgłosach wakacyjnych wojaży, działa jak balsam na moje strapione zmysły.
Szczęśliwy...

Polecany post

Za późno - o czasie i nowym wierszu

Nie ma czasu nawet na podsumowanie, zamykając kolejne rozdziały w życiu. Po prostu przeskakuje się w biegu, czasem prześlizguje tak niezauw...